wtorek, 5 kwietnia 2016

Prologue

   Życie toczy się własnym rytmem, nie zważa na nikogo ani na nic. Nie myślcie sobie, że to ptasie mleczko, o nie. Nie ma czegoś takiego jak szczęście i pech, jak dobro i zło. Wszystko to jest jedynie złudzeniem, bo przecież ludzie muszą w coś wierzyć, prawda? Muszą wierzyć w pewne siły ponad nami, żeby móc zwalić na nie swoje winy i niepowodzenie. Człowiek zabija człowieka z przyczyn sił wyższych, człowiek pomaga człowiekowi, bo wierzy, że dobro w końcu do niego wróci... Ale czy aby na pewno tak jest?
   Pewien sprzedawca miał dzisiaj zły dzień. Nic nie szło po jego myśli, szlag by to wszystko trafił. Najpierw jego jakże “cudowna” rodzinka zalazła mu za skórę, później jakiś gówniarz podłożył nogę, przez co się przewrócił, a ceny rynkowe zeszły w dół. Trzeba wspomnieć, że posiadał on własny Lombard. Wtedy był to powód do dumy, nawet chwały! Jednak z przyczyn zdrowotnych musiał na jakiś czas go zamknąć, powód ten był czysto formalno-teoretyczny; po prostu nie chciało mu się dłużej użerać z ludźmi czy targować się, by cokolwiek sprzedać. Jednak wszystko ma swój koniec i początek, a jemu zaczęło brakować pieniędzy. Jakiś czas temu wszedł na strych, by poszukać coś, co mógłby opylić koledze z fachu. Jego oczy dostrzegły pewien kufer, bardzo stary,  który liczył sobie kilkadziesiąt lat. Był zakurzony, z trudem dało się rozpoznać, co to jest. Otworzył go, a wraz z tą czynnością wszystkie wspomnienia wróciły...


                                          RETROSPEKCJA

   Byłem młodym, radosnym i przystojnym młodzieńcem. W latach swojej świetności każda panna się za mną oglądała. Może i nie miałem dużo pieniędzy, lecz nie to było najważniejsze. Liczyła się charyzma, charakter, wygląd. To były czasy! Zawsze powtarzałem mojemu synowi, że kobiet będzie dużo, a żona tylko jedna. Próbowałem mu tym samym przekazać, żeby dobrze wybrał. Sam miałem za sobą dwa śluby, przez drugi popadłem w długi. Z deszczu pod rynnę, jak to mówią. Na szczęście syn został cenionym lekarzem, co uratowało go przed bankructwem, które później i jego by dopadło. Matki nigdy nie miał okazji poznać, nie chciałem o tym rozmawiać. Mówiłem mu tylko, że wybrała inne czasy. Nie wiedział, co mam na myśli. Łudziłem się, że nie chciał wiedzieć. Niestety, wmawiałem to sobie jak dziecko chcące lizaka, którego i tak nie dostanie. Życie jest małą ściemniarą. 
   W dwudziestym trzecim roku poznałem miłość mojego życia. Urodziwa dziewoja z niej była, mądra, z dobrego domu. Co prawda jej rodzice za mną nie przepadali, ale miłość wszystko pokona. Bariery są po to, żeby się przez nie przebić. Szybko zdecydowaliśmy się na ślub, nie chcieliśmy czekać. Może i nie była to zbyt mądra decyzja, ale za to posiadam moje złoto. Moje szczęście. Moje życie. Moje wszystko.
Mój syn nigdy nie chciał mieć dzieci, lecz ja chciałem wnuka. Nie mogłem nic jednak zrobić, to była jego decyzja. Syn pracował w najlepszym szpitalu w okolicy, był moim powodem do dumy. Chwaliłem się nim, kiedy tylko mogłem. Chociaż tyle mogłem, w każdej innej sprawie byłem tym gorszym...
   Jednak wszystko byłoby zbyt pięknie. Złoto narobiło sobie zbyt wiele znajomych. Miał ciężką misję w szpitalu, przez co o mnie zapomniał. Żony już dawno nie widziałem na oczy, powoli traciłem wszystko, na czym mi zależało. Popadałem w alkoholizm, ladacznice i panienki lekkich obyczajów witały moją sypialnie dzień w dzień. Jak oni mogli mi to zrobić? Przez tę cholerną dziewuchę i jej znojdory wszystko straciłem, wszystko…
                                                    KONIEC RETROSPEKCJI



  
Wściekłość opanowała jego ciało, duszę, uczucia. Oczy zaszły mu łzami. Przez tyle lat zgrywał twardziela, człowieka z metalu, choć w środku był miękki, a teraz mógł sobie na to pozwolić. Serce mu się rozrywało, tym razem ze zdenerwowania. Nie rozumiał, jak mógł zostać tak zraniony! Co on takiego zrobił? Dlaczego on? Czemu życie tak mu się odwdzięczyło? Nie wiedział, nie chciał już wiedzieć. To już nie było ważne, ważna była zemsta. Mimo wszystko chciał się odegrać na tej bandzie, która rozsypała jego życie w drobny mak. Nie myślał logicznie, choć doskonale wiedział, co zrobi. Nic nie mogło złamać go bardziej. W końcu człowieka da się złamać, nie zniszczyć. Teraz przyszedł czas na zemstę, tylko ona się liczyła...
   Usiadł wygodnie w swoim fotelu, zapalił fajkę i uśmiechnął się pogardliwie. Jego interes zacznie tętnić nowym życiem, co na pewno ich ściągnie. Głupcy są na świecie, do czasu. Pożałują tego, że w ogóle się urodzili. Nie miał zamiaru zrezygnować, nikt go od tego nie odciągnie. Uśmieszek na jego ustach zwiększał się, był niezwyciężony, niepokonany. Za takiego się uważał. A to dopiero początek zabawy. Wszystko się zacznie, już niedługo. Nie każdy wyjdzie z niej żywy, moi drodzy czytelnicy. Masakra, ot co! Tylko bez pozostawienia krwi na swoich rękach. Nie ma krwi, nie ma żalu. A gra właśnie się rozpoczęła...


         ***************************************************************************
Hej, cześć i czołem. Chciałabym was serdecznie powitać na tej oto nowej historii. Pokładam nadzieję w tym, że przypadnie wam ona do gustu, będziecie czytać dalej, a treść spodobała się. Betowała ją Lottie, kochana jestem tobie bardzo wdzięczna. Prolog ten dedykuję właśnie tobie, niezastąpionej Tomione, Rue, wytrwale czekałaś na publikację i jest, zawsze gotowej do zmotywowania mnie Kamie, Thali - mojemu słońcu -, Natalce oraz Oli, która po prostu jest. Jeśli przeczytaliście, prosiłabym o skomentowanie szczerze, jaka jest wasza opinia. Bez wątpienia zmotywuje mnie to do dalszej pracy, a także będzie mi bardzo miło :)